"Butelka"
Tu jest syf, tu mieszka Syzyf.
Każdego dnia, gdy się budził
Mówił : Nie chcę już pić!
Oczęta przekrwione obejmowały nieład
Szarość tęczówek głęboka jak rozpacz,
Chuda kość, wyschłe usta.
Rozjuszonych mustangów tabuny
Plątały kłęby gryzących wełnianych myśli.
Każdy dech fetoru minionej nocy
Plamił spirytystyczną biel środka.
Grabie wyciąga ku czarnym plamom
Gnojnych biesiadników,
Pana żwirem sypie i w przydroży kamień okuwa
Materializuje się to coś na kształt
Wagonu resztek pociągu tego,
Błądzącego w czerni moralnego jestestwa.
Niczym wisior, pętlę na siebie przyodziewa,
Wołanie nastało harfy o pękniętych strunach.
Nie jest to mową - krzyk dzikiej bestii,
Ryk wewnątrzczaszkowym doboszom
Płutna przebija
Zawiesza się niczym palto na kołek
I kończy...
Spróbowawszy trucizny raz
Zainfekował się po kończa czas.
Ni uleczyć się nie dało, choć wielu próbowało.
Jego wolą było najwidoczniej odejść na tamten świat.